czwartek, 11 czerwca 2015

Oneshot: "Koszmar z doliny świateł"



 
Koszmar z doliny świateł


Dolina świateł.
Tak właśnie myślała o wiosce, skąpanej w półmroku zmierzchu. Delikatne pasma mgły snuły się pomiędzy domkami, wirowały na zboczach kotlinki, otulały drzewa. Rozświetlał je blask lamp bijący z okien, migotały miliardem refleksów.
Ciaśniej otuliła się cienkim szalem, potarła nagą skórę przedramion. Zaczynało robić się naprawdę zimno, ale nie chciała jeszcze odchodzić. Nie chciała wracać.
Nie do niego.
Powoli uniosła wzrok znad magicznego widoku Little Hangleton, odszukała mniejsze, samotne światełko, tonące w mroku z dala od innych. Westchnęła tęsknie, myśląc o tym, co mogą robić teraz mieszkańcy dużego domu górującego nad wioską. Szykują się do snu? Jedzą posiłek?
Z zadumy wyrwało ją ciche świergotanie tuż obok. Odwróciła głowę i zobaczyła małego ptaszka z czerwonym brzuszkiem. Gil. Ostrożnie wyciągnęła dłoń i przesunęła palcem po gładkich piórkach. Ptak zaświergotał raz jeszcze i odleciał, szybko znikając w mroku.
Meropa otarła cisnące się do oczu łzy i wstała. Otrzepała i tak już brudną sukienkę z trawy i gałązek, ostatni raz spojrzała na swoją dolinę świateł.
Potem odeszła, w ciemności z łatwością odnajdując dobrze jej znaną ścieżkę do innego domu - do brudnego, ciasnego domu skrytego w głębi lasu. Do domu z martwym wężem przybitym do drzwi. Do jej koszmaru.
Do jej ojca.

***

- Ty bezużyteczny charłaku! - Krzyk rozległ się tuż nad jej uchem, kiedy tylko wzięła do ręki miotłę. - Ty głupia, bezrozumna małpo! Ty, TY masz być potomkinią wielkiego rodu Slytherina?! TY, która nie potrafisz nawet POSPRZĄTAĆ nie zachowując się przy tym jak MUGOL?!
Meropa wzdrygnęła się z przestrachem. Upokorzenie ścisnęło jej gardło ciasną obręczą, nie pozwalało wydusić słowa. Natychmiast wyciągnęła różdżkę, odpychając od siebie myśl, że przecież i tak się nie uda.
- Sprzątaj - mruknęła pod nosem, celując w narzędzie. Nic.
Marvolo ryknął z wściekłości. Przez chwilę, kiedy patrzyła w jego nabiegłe krwią, ciskające błyskawice jasnobrązowe oczy, była pewna, że ją uderzy. Nie byłby to pierwszy raz.
- Morfin! - krzyknął ojciec, odwracając się od Meropy. Ta odetchnęła niezauważalnie z ulgą. Tym razem się udało.
Po chwili do izby wpadł, z wyrazem niezadowolenia na zaniedbanej twarzy, brat Meropy. Natychmiast odwróciła wzrok. Nie była w stanie znieść pogardy, która wypełniała jego oczy za każdym razem, kiedy na nią patrzył.
- Pokaż swojej siostrze, jak powinien zachowywać się czarodziej - wysyczał Marvolo, a Meropa wzdrygnęła się słysząc, z jaką pogardą wymówił słowo "siostra".
Poczuła na sobie pełne obrzydzenia spojrzenie Morfina, przełknęła głośno ślinę. Odsunęła się w kąt, marząc o tym, żeby zniknąć.

***

- Dziś dzień targowy. Idź, przynieś coś do jedzenia - odezwał się stary Gaunt, wchodząc do ciasnego pokoju Meropy.
Wymruczała coś niewyraźnie pod nosem, głębiej chowając książkę pod brudną poduszkę swojego posłania.
- Że co? Nie masz pieniędzy? A na co ci brudne pieniądze mugoli? Użyj różdżki, ty tępy worku łajna! - krzyknął ojciec, wymachując długą ręką, po czym trzasnął drzwiami.
Meropa wsunęła dłoń pod poduszkę, dotknęła szorstkiej skóry okładki. To była jej nadzieja. Jej ucieczka.

***

Nerwowym ruchem poprawiła swoją obszarpaną, szarą sukienkę i przeczesała palcami splątane włosy, mocniej ścisnęła trzymany w ręku wiklinowy koszyk. Na drodze zamajaczyły pierwsze zabudowania Little Hangleton. Meropa była przygotowana na niechętne spojrzenia, które będzie ściągać, na wstyd, który pokryje jej ciało lepką, oślizgłą warstwą, znacznie trudniejszą do zmycia niż brud.
Zawsze było tak samo.
Niepewnie wkroczyła do wioski, mijając zadbane domy i ogrody. Wszystko wyglądało skromnie, ale schludnie, o niebo przyjemniej od rudery, w której sama musiała mieszkać. Gorączkowo myślała nad tym, co zrobi, kiedy dojdzie już na targ. Nie miała przy sobie pieniędzy... Czy tym razem uda jej się rzucić odpowiednie zaklęcie? Niekiedy się udawało, ale znacznie częściej była wyśmiewana i odprawiana z niczym.
Coś błysnęło w piasku drogi, kiedy ze spuszczoną głową wlokła się w stronę centrum wioski. Zatrzymała się i przyjrzała uważniej. Moneta. Mała, srebrna... Przeraźliwie przy tym brudna, ale wciąż moneta. Meropa bez wahania podniosła ją z ziemi i przetarła. Musiał upuścić ją jakiś mugol. Nominał był mały, takiej monety nie wymieniłaby nawet na knuta. Ale lepsze to, niż podporządkowywanie sobie woli innych tym paskudnym zaklęciem. Albo zwykła kradzież, której dopuszczała się, kiedy nie była w stanie rzucić czaru.
Rozejrzała się po najbliższej okolicy. Było pusto, większość mieszkańców kręciła się pewnie po targu. Ukradkiem wrzuciła monetę do kieszeni, wsunęła tam różdżkę.
- Geminio - szepnęła, z gorącą nadzieją, że tym razem się uda. Sięgnęła do kieszeni, ale dłoń napotkała tylko jedną monetę.
Meropa westchnęła z rezygnacją. Powoli powlokła się w stronę rynku, coraz bardziej przekonana, że wróci do domu z niczym.

***

Targ tętnił życiem. Kolory, dźwięki i zapachy uderzyły jej do głowy, kiedy z lekkim uśmiechem weszła pomiędzy stragany, rozkoszując się cudowną atmosferą święta. Bo i tak właśnie traktowano jarmark: jak comiesięczne święto, dzień, kiedy wszyscy mogą bez przeszkód wyjść i się zabawić, nacieszyć towarzystwem sąsiadów i gości, potańczyć przy muzyce wędrownych grajków, kupić coś, czego nie potrzebowali - ot, by zaspokoić kaprys.
Meropa lawirowała między mieszkańcami, nie zwracając na siebie niczyjej uwagi. Przez krótką chwilę wyobrażała sobie, że jej szara suknia jest nowa i czysta, że szal okrywający jej włosy jest uszyty z delikatnego jedwabiu, i chroni ją przed słońcem, a nie szyderczymi spojrzeniami wieśniaków. Że jej buty to delikatne trzewiki, a nie znoszone, poprzecierane w wielu miejscach pantofle, a jej nogi okrywają porządne, niepodziurawione pończochy.
Przez krótką chwilę czuła się jak panienka z dobrego domu.
- Uważaj, jak leziesz, pokrako!
Ostry krzyk brutalnie wyrwał ją z marzeń, ból w ramieniu otrzeźwił. Znowu była Meropą, córką zdziczałego dziwaka mieszkającego w lesie. Znowu była brudna i niechlujna, ubrana w coś, co bardziej przypominało łachmany, niż cokolwiek innego.
Poczuła, jak na jej blade policzki wpełza gorący rumieniec. Wymamrotała przeprosiny i czym prędzej się oddaliła, już nie podnosząc głowy.
Krążyła po targu bez celu, w głupiej nadziei na to, że jednak uda jej się znaleźć sposób na zdobycie pieniędzy. Nie chciała kraść. Nie potrafiła czarować.
Nagle usłyszała głośny śmiech. Poderwała głowę, wypatrując w tłumie znajomej twarzy. To na pewno on. Nie pomyliłaby jego głosu z żadnym innym.
W końcu go dostrzegła. Przechadzał się po jarmarku w towarzystwie swojej matki, dostojnej, nienagannie ubranej i zachowującej się kobiety. Trzymał ją pod rękę i coś do niej mówił, uśmiechając się przy tym szeroko.
Meropa zastygła bez ruchu. Podziwiała jego piękną, idealną twarz, szlachetne rysy, doskonałą sylwetkę. Nie mogła oderwać od niego oczu.
Oczywiście, nawet na nią nie spojrzał, ale sam jego widok obudził w niej nowe siły i chęć do życia. Zawsze liczył się tylko on. Oddałaby wszystko, żeby to do niej się zaśmiał, żeby to na nią spoglądał z taką czułością... Ale póki co żyła tymi nielicznymi chwilami, kiedy mogła choćby go zobaczyć, jego, syna dziedziców, mugola, najwspanialszego mężczyznę, jakiego mogła sobie wyobrazić.
Toma Riddle'a.
Chwilę potem wraz z matką zniknęli w tłumie, zapewne udając się w stronę bardziej dla nich odpowiednich części jarmarku. Z sercem trzepoczącym pod sukienką niczym mały ptak, Meropa odwróciła się i przemknęła między straganami, kryjąc się przed wzrokiem przechodniów. Dopiero tutaj ponownie sięgnęła po różdżkę.
Teraz się uda.
Ze wspomnieniem jego uśmiechu przed oczami, młoda czarownica wyszeptała zaklęcie. Raz, drugi... Dziesiąty... Powtarzała je raz za razem niczym modlitwę, z pobrzmiewającą w głosie nadzieją, rozpaloną widokiem ukochanego.
Niedługo potem ostrożnie wsunęła dłoń do kieszeni. Tym razem pełna była brzęczących przyjemnie monet, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa identycznych jak ta, którą znalazła wcześniej na drodze. Udało się! Naprawdę się udało!
Meropa wróciła na targ. Jak w transie zrobiła potrzebne zakupy, płacąc duplikowanymi pieniędzmi. To i tak było przecież uczciwsze, niż kradzież lub zmuszanie mugoli do dawania jej wszystkiego za darmo. Nikomu nie szkodziła.
Kiedy wracała do domu, był już wieczór. Dochodząc do skraju lasu, odwróciła się, by spojrzeć na rozświetloną wioskę. Widok Little Hangleton o tej porze dnia jak zwykle wprawił ją w zachwyt. Przez chwilę stała na zboczu, wpatrzona w swoją dolinę świateł. Wróci tu. Jutro, kiedy ojciec i Morfin pójdą już spać. Wróci.
Odwróciła się i zagłębiła w lesie, nieco pewniejszym krokiem zmierzając do rudery, którą nazywała domem.

***

Medalion na szyi ciążył jej niemiłosiernie, jak gdyby zrobiony był nie ze złota, lecz z litej skały. Nienawidziła go, nie chciała nosić. Nie chciała być potomkinią Slytherina. Nie chciała rozumieć języka węży. Nie chciała należeć do rodziny Gauntów.
Wyślizgnęła się ukradkiem do zaniedbanego ogrodu, skryła za żywopłotem. Jeszcze chwila, zaledwie parę minut. Wiedziała, że będzie przejeżdżał, była tego pewna niemal tak mocno, jak gdyby umówili się w tym miejscu, o tej porze. I choć wiedziała, że nie ma na to najmniejszych szans, czasami lubiła wyobrażać sobie, że tak właśnie jest, że jej ukochany Tom jedzie tu do niej, a nie po prostu wraca z przejażdżki.
- Co ty tu robisz? - usłyszała cichy syk. Drgnęła gwałtownie i odwróciła się, czując, jak z twarzy odpływa jej cała krew.
- Nic - odpowiedziała szybko, spoglądając prosto w twarz brata. W przeciwieństwie do niego, nigdy nie szukała okazji, by mówić w języku węży.
- Nic? - zarechotał Morfin szyderczo, zerkając za żywopłot. - Myślisz, że nie wiem, kto tędy jeździ, głupia? Może ojciec jest ślepy, ale ja nie.
Meropa poczuła, że zasycha jej w ustach, a zimny strach ściska jej żołądek.
- Nie mów mu... Morfinie, błagam. Przestanę, ale nie mów mu. Wiesz, że by tego nie zniósł - wysyczała, pokonując obrzydzenie do tego języka. Wiedziała jednak, że uwielbienie, jakim Morfin darzył ich rodzinną umiejętność, zadziała na niego lepiej niż najbardziej uniżone prośby.
- Niech będzie... - zgodził się w końcu, a Meropa ledwie się powstrzymała przed westchnięciem ulgi. - Ale jeśli jeszcze raz zobaczę, że do niego wzdychasz...
- Nie... Już nie będę, obiecuję.
Morfin splunął pogardliwie i odszedł w stronę domu. Chwilę później usłyszała trzaśnięcie drzwi i cichy szelest kołyszącego się na nich martwego węża.
Poczuła, jak po twarzy zaczęły spływać jej łzy. Próbowała je powstrzymać, ale zbyt długo dusiła je w sobie. Toczyły się po policzkach, torując sobie drogę wśród pokrywającego je brudu, skapywały na ziemię.
W końcu, zasłaniając opuchniętą twarz przed wzrokiem ojca szalikiem, przemknęła się przez główną izdebkę domu do swojego ciemnego, ciasnego pokoju. Usiadła na zdezelowanym łóżku i wsunęła dłoń pod poduszkę, wydobywając swój największy skarb. Teraz jego widok nie niósł ukojenia, bo przecież jeśli nie zdarzy się cud, nawet ta książka nie pomoże jej w spełnieniu tego cichego, nieśmiałego marzenia. Mimo to z czułością pogładziła szorstką okładkę, przesunęła palcami po wytłoczonych na niej srebrnych literach.
Najsilniejsze eliksiry miłosne - jak rozkochać w sobie mężczyznę.
To była jej nadzieja, jej marzenie.
Jej światełko w dolinie.


 ______________________
Od Autorki:
Myślę, że ten oneshot jest dobrym otwarciem bloga.  Historia Meropy zawsze mi się podobała, mimo że jej zakończenie jest dość smutne... Sama Meropa jest z kolei na tyle ciekawą postacią, że przyjemnością było móc przez chwilę patrzeć na świat z jej perspektywy.
~ Insa

4 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Tak właśnie zawsze widziałam tę historię, więc... Dziękuję
      ~ Scatty

      Usuń
  2. Sympatycznie się to czyta, przyjemnie napisane ale odnoszę wrażenie że w tekst zostało wplecionych kilka niepotrzebnych opisów które dało by się przekształcić w coś lub je wymienić.Jako iż świat który wykreowała J.Rowling nie jest jednym z mych ulubionych ale historie w nim umieszczone są niezwykłe. W szczególności przeszłość i losy Voldemorta i Severusa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie za komentarz, szczególnie za konstruktywne uwagi :) Przemyślę i postaram się popracować nad równowagą między opisami a całą resztą.
      Pozdrawiam
      ~ Scatty

      Usuń

Czarodzieje i Czarownice!
Skoro tu jesteście, to znaczy, że również i Wam udzieliła się magia Hogwartu. Jeśli więc przeczytacie jakiegoś posta, dajcie mi znać przez sowę, co o nim myślicie. Będę wdzięczna za wszelkie uwagi - jedyne, o co proszę, to szczerość :)