niedziela, 5 lipca 2015

Oneshot: "Hogsmeade"





Hogsmeade


- Żartujesz sobie, Weasley? - wycharczał Argus Filch, mierząc groźnym wzrokiem stojącego przed nim pierwszoroczniaka. Rudowłosy chłopak wytrzymał spojrzenie, butnie unosząc podbródek.
- Nie, panie Filch – odparł, szczerząc zęby w bezczelnym uśmiechu. Woźny prychnął tylko z niezadowoleniem.
- Pierwszorocznym nie wolno odwiedzać Hogsmeade, Weasley – zmrużył groźnie oczy. Wypowiedź potwierdziło głośne miauknięcie, rozlegające się gdzieś w okolicach jego kostek. Fred zerknął w dół, z odrazą napotykając ziejące czystą nienawiścią spojrzenie Pani Norris. Zawsze uważał, że w tym kocie czai się zło, które tylko czeka na pretekst, by wylać się falą na niczego się niespodziewającego, niewinnego ucznia.
- Jest pan pewien, panie Filch? Nic nie da się zrobić? - uśmiechnął się chytrze rudzielec, zadzierając głowę, by spojrzeć na woźnego.
- Zjeżdżaj stąd, Weasley, albo znowu dostaniesz szlaban! I tym razem nie skończy się na porządkowaniu kartoteki! - krzyknął rozwścieczony Argus. Fred wzdrygnął się lekko, widząc połyskujące w promieniach wpadającego przez drzwi Sali Wejściowej słońca kropelki śliny, wydobywające się z ust woźnego. - Jeśli zobaczę dzisiaj ciebie, albo tego drugiego...
- George'a – podpowiedział usłużnie jedenastolatek.
- Co?
- Mój brat ma na imię George. Ja jestem Fred – wyszczerzył się chłopak, jeszcze bardziej, o ile to możliwe, rozwścieczając Filcha. Ten zmełł w ustach przekleństwo.
- No więc, jeśli któryś z was choćby wyściubi nos poza Pokój Wspólny, Weasley... Osobiście poproszę dyrektora, by zawiesił zakaz wieszania uczniów pod sufitem lochów – dokończył, cedząc słowa powoli, jakby w obawie, że głupi pierwszoroczniak nie pojmie ich znaczenia. Jakby było szczególnie głęboko ukryte, pomyślał z przekąsem Fred.
- Oczywiście, panie Filch – powiedział, spuściwszy głowę, częściowo po to, by wyglądać na bardziej skruszonego, a częściowo po to, by ukryć pełen satysfakcji uśmiech, który cisnął mu się na usta. Pani Norris miauknęła przeciągle, łypiąc na niego żółtymi ślepiami. Fred poczuł też na sobie podejrzliwe spojrzenie woźnego, ale dzielnie tkwił w pełnej pokory pozie.
- No już, zejdź mi z oczu – burknął Filch, a rudzielec bez słowa odwrócił się i odszedł, powłócząc nogami po posadzce z udawanym rozczarowaniem. W rzeczywistości jednak ledwie się powstrzymywał by nie pobiec, podskakując przy tym ze szczęścia.
Gdy tylko zniknął za rogiem, puścił się pędem. Długie schody pokonał w kilkunastu krokach. Nie zatrzymując się, pobiegł na trzecie piętro. Zwolnił dopiero tuż przed ostatnim zakrętem, by przybrać na twarz przerażony wyraz. W pełnym biegu, omal nie tracąc przy tym równowagi, wypadł na róg i pognał dalej, do umieszczonego w połowie korytarza posągu.
- Psst! Ej, Fred! Wszystko gra? - usłyszał szept. Wyhamował gwałtownie tuż obok statuy, oddychając szybko.
- F-Filch... On... - wydusił, spoglądając na ukrytego za nią chłopaka, z powodzeniem mogącego udawać jego lustrzane odbicie.
- Co Filch? Idzie tu? No już, gadaj! - George zbladł lekko, widząc przerażenie na twarzy brata.
- Nabrał się! - wykrzyknął radośnie chłopak, rezygnując z dłuższego trzymania bliźniaka w niepewności. - Wszystko poszło zgodnie z planem, tylko ten...
- … Głupi kot, wiem – skończył za niego George. - Zawsze mówisz to samo. Czyli co? Mamy wolną rękę?
Fred pokiwał energicznie głową.
- Stary kazał mi zmiatać i nie wyściubiać nosa poza salon. Nasz podejrzany brak aktywności ani trochę go nie zdziwi...
George wyszczerzył się złośliwie i uniósł otwartą dłoń. Nie musiał nic mówić, bliźniak już miał w górze swoją, by przybić bratu zwycięską piątkę.
- No dawaj, wyciągaj ją – mruknął nagląco Fred, gdy obaj już nacieszyli się tryumfem. George pogrzebał chwilę w wewnętrznej kieszeni szaty, po czym wydobył z niej zwitek pustego, nieco podniszczonego pergaminu. Rozłożył go z bardzo uroczystą miną, która w zestawieniu z jego dziecięcą twarzą wyglądała trochę komicznie. Fredowi wyjątkowo nie było jednak do śmiechu. Sam wyglądał podobnie, kiedy wyciągał różdżkę i zbliżał ją do pergaminu.
- Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego – wyszeptał z niemal nabożną czcią, po czym wstrzymał oddech. Wypuścił powietrze dopiero, kiedy na pergaminie pojawiły się znajome napisy.


Panowie Lunatyk, Glizdogon, Łapa i Rogacz,
zawsze uczynni doradcy czarodziejskich psotników,
mają zaszczyt przedstawić
MAPĘ HUNCWOTÓW


Na twarz jedenastolatka wpłynął szeroki uśmiech zadowolenia. Jego lustrzane odbicie natychmiast odmalowało się u jego bliźniaka. Obaj z równym podekscytowaniem spojrzeli na świeżo powstałą mapę, uważnie studiując korytarze trzeciego piętra.
- Po lewej czysto – odezwał się po chwili George.
- Po prawej też – odparł po chwili Fred, kończąc przeglądanie swojej części mapy. Tym razem to George wyciągnął różdżkę.
- Ona nigdy nie przestanie mnie przerażać – mruknął pod nosem, zerkając w jedyne oko czarownicy uwiecznionej na posągu.
- Nie gadaj tyle – zrugał go Fred, szturchając przy tym w bok.
- Ej! Odwal się, ty tępy...
- No już! - przerwał mu natychmiast, wskazując wymownie na dorodny garb na plecach wiedźmy. Z twarzy George'a zniknęła wściekłość, ustępując miejsca lekkiemu niezadowoleniu. Usłuchał jednak brata i stuknął różdżką w posąg.
- Dissendium – mruknął. Garb rozsunął się posłusznie, ukazując wejście do tunelu. - To gdzie dzisiaj? - spytał rudzielec, odwracając się do brata, już z jedną nogą w przejściu.
- Do Sklepu Zonka, oczywiście – odparł Fred.
Obaj bliźniacy uśmiechnęli się równie złośliwie.


* * *

George odetchnął pełną piersią, rozkoszując się mroźnym, zimowym powietrzem. Wioska Hogsmeade wyglądała jak malowana, z małymi domkami przysypanymi białym puchem i główną ulicą, pełną roześmianych, wędrujących dwójkami lub trójkami uczniów. Tu i ówdzie na drzwiach wisiały już wieńce ostrokrzewu, przypominając o zbliżającej się Gwiazdce.
- Naprawdę nie mogę doczekać się miny Billa, kiedy dostanie swój prezent – rozmarzył się obok niego Fred, dźwigający, podobnie jak brat, sporą papierową torbę ze znajomym logiem sklepu z magicznymi psikusami.
- A ja widoku jego nosa, kiedy spróbuje napić się z niego grzanego wina – wyszczerzył się w odpowiedzi George, po czym obaj zarechotali głośno.
- … doprawdy, pani profesor, uważam że Starożytne Runy powinny być przedmiotem obowiązkowym dla każdego ucznia trzeciego roku...
Bliźniacy stanęli jak wryci dokładnie w tym samym momencie, po czym spojrzeli po sobie przerażeni. Bez słowa puścili się biegiem w stronę najbliższej wąskiej uliczki, starając się nie zwracać na siebie uwagi pozostałych przechodniów. Wyglądając zza węgła, obserwowali, jak profesor Babbling idzie ulicą w towarzystwie rudowłosego trzynastolatka.
- Niech cię szlag, Percy – szepnął George, odprowadzając brata nienawistnym wzrokiem.
- Lizus – skwitował Fred, ciągnąc bliźniaka głębiej w cień uliczki.


* * *


- WEASLEEEEEEY!!!
Pełen furii krzyk brzmiał w uszach bliźniaków jak najsłodsza muzyka. Ukryci w jednym z tajemnych przejść, rechotali złośliwie, niemal tarzając się przy tym po podłodze. W powietrzu dawał się wyczuć delikatny, ledwie docierający tu z korytarza fetor łajna.
Chłopcy przybili tradycyjną zwycięską piątkę, po czym znowu ryknęli niepohamowanym śmiechem.
- Ej, George – odezwał się Fred, kiedy już otarli łzy i przestali szaleńczo chichotać.
- No?
- Co my zrobimy z tą mapą?
Nie musiał rozwijać wątku. Leżący obok rudzielec czytał mu w myślach jeszcze zanim obaj nauczyli się mówić.
- Wiesz... Myślę, że kiedyś, kiedy już będziemy starzy i znudzeni życiem... Oddamy ją jakiemuś młodemu, żądnemu przygód huncwotowi, który się nią zaopiekuje. Jeśli okaże się godzien – odparł George ze śmiertelną powagą. Przez chwilę bliźniacy patrzyli na siebie w milczeniu, po czym znowu ryknęli śmiechem.
- No dobra... Czas ją schować. Następny wypad do Hogsmeade będzie dopiero po feriach świątecznych – powiedział Fred dobrych kilka minut później.
- Moglibyśmy ją zostawić w...
- Świetny pomysł – przytaknął bratu. - W garbie Jednookiej powinna być bezpieczna.
George uśmiechnął się tylko, jak zawsze, kiedy Fred odgadywał jego myśli zanim zdążył wypowiedzieć je na głos.
- Czyń honory, braciszku – powiedział, uprzejmym gestem wskazując mu rozłożoną mapę.
Fred uśmiechnął się lekko, z czymś na kształt nostalgii wypisanym na jedenastoletniej twarzy. Przyłożył koniec różdżki do kawałka pergaminu, który miał być im wiernym towarzyszem w niejednej jeszcze przygodzie.
- Koniec psot.





_________________________
Od Autorki:
To jest szort, którego powstaniu nie przypisuję absolutnie żadnego sensu. Nie odkrywa żadnej tajemnicy, nie wypełnia zagadkowych luk w fabule serii... Mam tylko nadzieję, drogi Czytelniku, że choć raz uśmiechnąłeś się przy lekturze. Ostatecznie, po to właśnie został napisany - by poprawiać humor w sposób tak niezobowiązujący, jak to tylko możliwe.
Bo przecież każdego dnia powinniśmy uśmiechnąć się chociaż raz.
~ Insa

3 komentarze:

  1. Bardzo przyjemne opowiadanie, krótkie i zabawne. Nie mam nic do zarzucenia, bardzo podobają mi się opisy, w takiej historyjce nawet rozbudowane opisy są bardzo dobre pozwalają jeszcze bardziej nacieszyć się i tak krótkim już opowiadaniem, poza tym właśnie w takich tekstach opisy tworzone przez wyobraźnie czytelnika przeszkadzały by w odbiorze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wbijajcie na fanpejdża! Fanpejdż Scathach na fejsie już jest!
    facebook.com/scathachfandom

    OdpowiedzUsuń

Czarodzieje i Czarownice!
Skoro tu jesteście, to znaczy, że również i Wam udzieliła się magia Hogwartu. Jeśli więc przeczytacie jakiegoś posta, dajcie mi znać przez sowę, co o nim myślicie. Będę wdzięczna za wszelkie uwagi - jedyne, o co proszę, to szczerość :)